Zmienne oprocentowanie WIBOR: Konstrukcja znana wszystkim, wyjaśniona nielicznym
Kredyty złotowe oparte na zmiennej stopie procentowej, w tym na zmiennym oprocentowaniu WIBOR, przez lata wydawały się oczywistą częścią rynku. Produkt masowy, dobrze znany, powtarzalny. W rzeczywistości dopiero teraz widać, jak wiele z tych umów funkcjonowało na założeniach czytelnych przede wszystkim dla instytucji finansowych. Dla klientów były one znacznie mniej przejrzyste. Gdyby nie rosnąca fala pozwów i pierwsze orzeczenia sądów, zapewne niewiele osób zastanawiałoby się nad tym, co dokładnie kryje się pod pojęciem „zmiennego oprocentowania”.
Zmienne oprocentowanie WIBOR wśród kwestii budzących wątpliwości
W praktyce zmienne oprocentowanie jest jedynie jednym z wielu elementów, które ujawniają problem z przejrzystością części umów kredytowych. Na wcześniejszym etapie pojawiają się także wątpliwości dotyczące sposobu, w jaki bank przedstawiał konsumentowi charakter produktu oraz zasady ustalania oprocentowania. Dodatkowym problemem jest sposób prezentowania potencjalnych konsekwencji ekonomicznych. Co istotne, w wielu analizowanych umowach brakuje nie tylko klarownego wyjaśnienia zasad działania wskaźnika. Brakuje również rzetelnych, zrozumiałych materiałów pomocniczych: symulacji, przykładów, konkretnych danych. Zdarza się, że projekcje dołączone do dokumentacji mają charakter czysto formalny. Bywają nieczytelne albo przedstawiają sytuacje nierealne, przez co trudno traktować je jako narzędzie pozwalające świadomie ocenić ryzyko.
Pierwsze wyroki w sprawach kredytów z WIBOR-em
Sądy zaczynają to dostrzegać. W wyroku Sądu Rejonowego w Suwałkach z 22 stycznia 2025 r. (I C 332/24) zwrócono uwagę, że klient nie dostał realnej szansy zrozumienia, jak działa WIBOR 3M oraz od czego zależy jego poziom. Podkreślono także, w jaki sposób wskaźnik może się zmieniać i gdzie w ogóle można znaleźć jego wartości. Podobne wątpliwości pojawiły się w innych sprawach — w Grodzisku Mazowieckim, Olsztynie czy Jeleniej Górze — choć nie wszystkie zakończyły się takim samym rozstrzygnięciem. To charakterystyczne dla obecnego etapu: trudno mówić o jakiejkolwiek jednolitości, ale coraz wyraźniej widać rosnącą wrażliwość na przejrzystość konstrukcji umowy.
To ważne rozróżnienie.
Spory o WIBOR nie zmierzają do podważenia samego wskaźnika. Nie taki jest ich cel i nie taka jest konstrukcja dyrektywy 93/13. Najistotniejsze pytanie brzmi, czy bank — jako profesjonalista — wywiązał się z obowiązku rzetelnego poinformowania klienta o tym, jak funkcjonuje zmienna stopa procentowa i jakie realne ryzyko niesie. Istotne jest również to, czy tłumaczył, skąd bierze się stopa bazowa, jak jest ustalana, w jakich warunkach może gwałtownie wzrosnąć i jakie ma to konsekwencje dla zdolności kredytowej na przestrzeni wielu lat.
Kontekst europejski i doświadczenie kredytobiorców
W polskich realiach zmienne oprocentowanie przez długi czas było standardem. W wielu krajach europejskich to rozwiązanie stopniowo ustępowało modelowi oprocentowania stałego. Przyczyną nie była wadliwość samej zmiennej stopy, lecz wymaganie szczególnej przejrzystości i świadomości ryzyka po stronie konsumenta. Tam, gdzie rynek kredytowy jest bardziej sformalizowany, a banki szerzej wyjaśniają mechanizmy działania wskaźników, spory mają zupełnie inną dynamikę. W Polsce przez lata popularność produktu traktowano jak dowód zrozumiałości jego konstrukcji. Dziś coraz wyraźniej widać, że było to założenie nietrafne.
Z punktu widzenia klientów charakterystyczne jest jeszcze jedno zjawisko. Wielu kredytobiorców zgłasza się do kancelarii dopiero, gdy pojawiają się pierwsze wyroki i głośniejsze publikacje medialne. Nie wynika to z chęci unikania tematu. Raczej z przeświadczenia, że umowy tak powszechne i „typowe” nie będą oceniane przez sądy pod kątem przejrzystości oraz obowiązków informacyjnych w sposób bardziej rygorystyczny. Podobne procesy widzieliśmy już przy kredytach powiązanych z walutami obcymi jak CHF (kredyty indeksowane, kredyty denominowane). Dopóki nie zapadły kluczowe wyroki TSUE, dyskusja o wadach konstrukcji umów była wąską debatą specjalistów.
TSUE, przejrzystość i znaczenie dyrektywy 93/13
Dziś rośnie również znaczenie spraw, które trafiły do Trybunału Sprawiedliwości. Szczególnie istotna jest sprawa C-471/24 — nie dlatego, że TSUE miałby analizować WIBOR jako taki, lecz dlatego, że odpowie na pytania dotyczące standardu przejrzystości w przypadku zmiennego oprocentowania WIBOR. To właśnie ten element stanowi centrum sporu.
Czy wszystkie umowy oparte na WIBOR są wadliwe? Oczywiście nie. W wielu przypadkach konstrukcja jest poprawna, a bank wypełnił obowiązki informacyjne. Jednocześnie zdecydowana większość analizowanych przez nas umów — zwłaszcza tych zawieranych przed 2018 r., gdy obowiązywały inne regulacje dotyczące nadzoru nad wskaźnikami referencyjnymi — ujawnia powtarzalne problemy. Pojawiają się lakoniczne dokumenty, nieczytelne symulacje i brak konkretnych informacji o ryzyku. Zdarza się także oparcie oprocentowania na elementach, które w chwili zawarcia umowy nie były w pełni przejrzyste dla konsumenta, a w świetle regulacji nawet nie istniały.
Mechanizm WIBOR — co właściwie pominięto w umowach?
Im uważniej analizuje się kredyty oparte na zmiennym oprocentowaniu, tym wyraźniej widać, że problem nie sprowadza się wyłącznie do wysokości samej stawki. Znacznie poważniejszą kwestią jest to, jak niewiele informacji otrzymywał konsument o mechanizmie jej działania. W wielu umowach sprowadzono go do krótkiego zdania mówiącego o „średniej arytmetycznej notowań WIBOR”. Nie wskazano jednak, kto te notowania sporządza, w jaki sposób są ustalane i gdzie można je zweryfikować.
Z perspektywy klienta taka informacja była iluzoryczna. Trudno mówić o świadomej ocenie ryzyka, jeśli nie wiadomo, skąd bierze się wskaźnik, który ma decydować o wysokości raty przez kilkanaście lub kilkadziesiąt lat. Często brakowało rzetelnych symulacji i jasnego opisu wpływu zmian wskaźnika na zadłużenie. Niektóre dokumenty operowały przy tym na tak wysokim poziomie ogólności, że uniemożliwiało to realną ocenę konsekwencji ekonomicznych kredytu.
Jak WIBOR był ustalany w okresie zawierania wielu umów?
Dopiero analizując materiały źródłowe — takie jak Regulamin fixingu ACI Polska z 2004 r. — widać, jak w rzeczywistości funkcjonował mechanizm ustalania WIBOR. Stawkę wyznaczały deklaracje kilku największych banków komercyjnych, a nie rzeczywiste transakcje rynkowe. Uczestnicy fixingu byli pracownikami instytucji finansowych, które równocześnie były beneficjentami wzrostu oprocentowania kredytów.
Nie istniał żaden niezależny nadzór państwowy nad tym procesem, nie było obowiązku dokumentowania transakcji ani odpowiedzialności za błędne lub nierynkowe deklaracje. Regulamin przewidywał możliwość jednostronnej zmiany zasad fixingu, a organizator nie odpowiadał za ewentualne szkody wynikające z publikowanych stawek.
Nadzór państwowy — dlaczego to ma znaczenie dla konsumenta?
Dopiero w ostatnich latach państwo zaczęło wprowadzać formalne ramy nadzoru nad wskaźnikami referencyjnymi. Przed wejściem w życie rozporządzenia BMR w 2018 r. stosowanie WIBOR nie było regulowane żadnymi powszechnie obowiązującymi przepisami. Potwierdzają to raporty KNF. Dodatkowo ustalenia Najwyższej Izby Kontroli pokazują, że przez lata nie istniał żaden realny system państwowej kontroli nad ustalaniem stawek referencyjnych.
Jeżeli nawet państwowe instytucje nie miały pełnych narzędzi, by ocenić poprawność procesu wyznaczania WIBOR, trudno oczekiwać, że przeciętny konsument będzie w stanie samodzielnie zrozumieć ryzyko związane z wyborem kredytu opartego na tym wskaźniku.
Dlaczego te kwestie są tak istotne w ocenie abuzywności?
W świetle orzecznictwa TSUE przejrzystość nie sprowadza się wyłącznie do poprawności językowej. Konsument powinien wiedzieć, na czym polega mechanizm oprocentowania, od czego zależy wysokość wskaźnika, kto go ustala i w jaki sposób, a także jakie konsekwencje ekonomiczne wynikają ze zmian wskaźnika.
Jeżeli takich informacji brakuje, postanowienia dotyczące oprocentowania nie spełniają wymogu transparentności, a ich abuzywność powinna być oceniana szczególnie wnikliwie. Tym bardziej że mechanizm ustalania stawek przez wiele lat pozostawał poza publicznym nadzorem, a jego uczestnikami były wyłącznie banki mające bezpośredni interes ekonomiczny w wysokości deklarowanej stawki.
Indywidualna analiza umowy i praktyka sądowa
Z perspektywy procesowej oznacza to jedno: każda umowa wymaga indywidualnej analizy. Nie ma tu prostych odpowiedzi ani uniwersalnych schematów. Dwa pozornie podobne kredyty mogą prowadzić do zupełnie różnych wniosków — w jednym przypadku do zakwestionowania klauzuli WIBOR, w innym do obniżenia kosztów kredytu, w jeszcze innym do uznania, że umowa jest ważna. To obszar, w którym znaczenie mają nie tylko ogólne tendencje, ale przede wszystkim rzeczywiste ustalenia faktyczne.
Patrząc jednak szerzej, trudno nie zauważyć, że spory wokół WIBOR-u będą narastać. Nie dlatego, że jest to „kolejna fala marketingowa”, jak niekiedy sugerują media. Raczej dlatego, że dopiero dziś wielu kredytobiorców konfrontuje się z pytaniem, czy rozumiało mechanizm, który wpływał na ich zobowiązania przez kilkanaście lub kilkadziesiąt lat. To pytanie — niezależnie od sympatii czy światopoglądów — jest po prostu uzasadnione.
Coraz więcej wyroków i powolna ewolucja ochrony konsumenta
W ostatnich miesiącach w przestrzeni medialnej — szczególnie w social mediach — zaczęły pojawiać się kolejne informacje o wyrokach dotyczących kredytów opartych na zmiennym oprocentowaniu WIBOR. Część tych rozstrzygnięć ma charakter lokalny i zapada w sądach rejonowych czy okręgowych, lecz z perspektywy rynku mają one znaczenie szersze. Pokazują, że problem nie jest jednostkowy. Obok wspomnianego orzeczenia z Suwałk głośnym echem odbiły się również sprawy prowadzone m.in. przed Sądem Okręgowym w Olsztynie, Sądem Rejonowym w Grodzisku Mazowieckim (I C 529/24) oraz rozstrzygnięcia z okręgów w Jeleniej Górze i Sieradzu.
Ewolucja linii orzeczniczej w sprawach WIBOR
W każdej z tych spraw pojawiały się inne wątki: raz była to sankcja kredytu darmowego, kiedy indziej konstrukcja zmiennej stopy, brak przejrzystości albo błędne ustalenia dotyczące kosztów. Łączy je jednak wspólna myśl, że sąd nie może abstrahować od tego, czy konsument miał realną możliwość oceny ryzyka ekonomicznego. Nie oznacza to, że każdy kredyt oparty na WIBOR prowadzi do pozytywnego rozstrzygnięcia dla kredytobiorcy. Kierując sprawę do sądu, nie można zakładać wygranej z góry. Byłoby to założenie zbyt daleko idące i sprzeczne z praktyką procesową.
Każda umowa jest inna, a linia orzecznicza dopiero się kształtuje. Jednocześnie powtarzalność pewnych motywów w uzasadnieniach sądów pokazuje, że standardy ochrony konsumenckiej wynikające z dyrektywy 93/13 zaczynają odgrywać coraz większą rolę. Tak było wcześniej w sprawach frankowych. Podobny proces widać obecnie w sporach o kredyty oparte na WIBOR, choć w Polsce przebiega on wolniej, a sądy przez długi czas podchodziły do tych zagadnień ostrożniej niż wiele innych państw członkowskich.
Faktem jest, że w polskim porządku prawnym zasady ochrony konsumenta implementowane na gruncie prawa unijnego ewoluują stopniowo. Praktyka orzecznicza nie zmienia się w jednym momencie. Potrzebuje czasu, spraw, argumentów i konfrontacji z realnymi przypadkami. Każdy kolejny wyrok, niezależnie od jego treści, dokłada do tej układanki nowy element. Poszerza pole interpretacji i wskazuje kierunek, w którym orzecznictwo może podążyć. Jeżeli sądy coraz częściej sięgają po standardy wynikające z dyrektywy 93/13, dzieje się tak nie z powodu zmiany mody, lecz dlatego, że rośnie świadomość tego, jak istotna jest przejrzystość w relacji między bankiem a konsumentem.
To właśnie te sygnały — a nie obietnice masowych wygranych — sprawiają, że temat kredytów opartych na zmiennej stopie procentowej powraca z taką siłą. Wraz z postępowaniami prejudycjalnymi, które trafiły już do TSUE, rośnie przekonanie, że problem wymaga uporządkowania na poziomie systemowym. Nie sposób przewidzieć, jaki będzie efekt końcowy, ale jedno wydaje się pewne: polskie sądy coraz uważniej patrzą na to, co rzeczywiście wiedział konsument, a nie na to, co teoretycznie mógłby wiedzieć, gdyby wnikliwie interpretował dokumenty przygotowane przez instytucję finansową.
Jak kancelaria patrzy na spory z bankami
W naszej pracy nie ma nic bardziej satysfakcjonującego niż moment, w którym udaje się przywrócić równowagę w relacji między konsumentem a instytucją finansową. Nie jest to spór ideologiczny ani walka „z systemem”. To po prostu egzekwowanie standardów, które w europejskim porządku prawnym są oczywiste, a które w Polsce wciąż potrzebują czasu, aby w pełni wybrzmieć.
Jako kancelaria od lat reprezentujemy kredytobiorców w sporach z bankami i robimy to z przekonaniem, że ochrona konsumenta musi odpowiadać poziomowi wyznaczanemu przez orzecznictwo TSUE. Jeżeli profesjonalny podmiot, jakim jest bank, nie wypełnia obowiązków informacyjnych, pomija istotne ryzyka albo traktuje klienta jak odbiorcę produktu masowego, a nie stronę umowy obciążonej wieloletnimi konsekwencjami ekonomicznymi, to konsekwencje takich działań nie mogą spoczywać na konsumencie.
Prawo konsumenckie nie powstało po to, aby wyrównywać wszystkie różnice między stronami. Zostało stworzone po to, by chronić przed nadużyciami tam, gdzie przewaga informacyjna i organizacyjna jest oczywista. Jeżeli bank narusza te standardy, kierując się przede wszystkim wolą sprzedaży lub maksymalizacji wyniku finansowego, musi liczyć się z odpowiedzialnością za konstrukcję własnego produktu. Taka jest istota uczciwego obrotu gospodarczego i taka jest idea, którą — z pełnym przekonaniem — wspieramy w naszej praktyce.
Kontakt z Kancelarią
